środa, 6 października 2010

Spośród impresjonistów...

...najbardziej lubię tą malarkę. Prosta, konkretna, dbająca o szczegóły a jednocześnie potrafiąca trafnie i syntetycznie ująć istotę rzeczywistości. Skutecznie dąży do oddania zmysłowych, ulotnych momentów – "złapania uciekających chwil", nazwania metafizycznych odniesień i relacji pomiędzy kreacją rzeczywistości a jej interpretacją. Obraz nosi tytuł... "Księżniczka". :-)

wtorek, 5 października 2010

Ludzkie twarze, świńskie ryje

Zastanawiałem się nad panem ex-peło Januszem. Jego wystąpienie z partii skojarzyło mi się z wystąpieniem pewnego księdza; tzn. z porzuceniem przez niego kapłańskiego stanu. Przed laty zasłynął ten duchowny z napisania i opublikowania książki "Byłem księdzem". Zyskał dosyć sporą popularność w kręgach antyklerykalnych, ale również nieznacznie (niektórzy mówią, że bardzo) te kręgi poszerzył. W różnych recenzjach tej książki, które się wówczas pojawiały znaleźć można było określenie "literatura faktu". To, co na papierze zostało napisane niekoniecznie z samego faktu napisania jest literaturą; a jak to, co napisano wtedy miało się do faktów, to już inna historia.

Potem był facet, który powiedział "Nie!". Jak powiedział - tak zrobił. Tygodnik na długi czas i dosyć skutecznie wyparł z domów resztki przyzwoitej prasy a tych, którzy nigdy gazet nie czytali zmotywował do systematycznych zakupów nowego tytułu. Ideę, główną myśl, zasadniczy nurt tego tygodnika mógłbym streścić słowami wypowiedzianymi zresztą przez samego Jerzego Urbana (apelacja złożona przed przed Trybunałem w Strasburgu): Mnie chodzi o to, żeby uzyskać strasburski wyrok dotyczący tego, że wolno kpić z papieża, a nie tego, że proces był niewłaściwie prowadzony. Szczegółów nie wymieniam, bo w cyberprzestrzeni, nawet po latach, wiele na ten temat znaleźć można.

Teraz ex-peło Janusz. Gdzieś tam po cichu, już od dłuższego czasu spodziewałem się antyklerykalnych fajerwerków w jego wykonaniu. Nie trzeba szukać wrogów za płotem. Wystarczy prześledzić starcia pana Janusza z Jarosławem Gowinem. Ze swoim partyjnym kolegą niektórzy lubią piwo pić, a tutaj jeno iskry się sypią i wióry lecą! Przy takim zestawieniu coś wcześniej czy później trzasnąć musi. Ciężko mi to wszystko jakoś ogarnąć i w tym wszystkim jakąś sensowną całość zobaczyć. Miotałem się niedawno w rozmowie z moim znajomym, bo nie wiedziałem jak mu niektóre z tych rzeczy wytłumaczyć, jakich argumentów użyć. Znalazłem jednak coś, co wydaje mi się, jest dosyć trafnym ujęciem rzeczy w słowa. Może dlatego tak trafnym, że wypowiada je sam pan Janusz na swoim blogu:

Chrystus objawił się współczesnemu sobie światu w wieku trzydziestu trzech lat. I po roku umarł. Można by powiedzieć:  jak szybko zrezygnował! Być krzyżowanym nie raz jeden, ale tysiące razy! Umierać każdego dnia przez dwadzieścia cztery lata! Nie zadowolić się spektakularnym, jednym zgonem, przez który przechodzi się do historii, ale po cichu, po wielkiemu cichu umierać co godzinę! Oto jest wyzwanie! (...) Jestem małym, zwykłym człowiekiem i jestem po stronie matki, która z wielkiej miłości, chcąc ulżyć cierpieniom, pragnie sama dać zastrzyk śmierci swojemu ukochanemu synowi. Jestem po stronie tej matki – a nie po stronie Boga. (wpis z 4. marca 2009 r.)

Mrocznie się zrobiło? Nie. Może trochę dziwnie i nieco śmiesznie :-)