poniedziałek, 22 listopada 2010

Bigosowe zmagania

Nie zaczyna się zdania od "więc". A więc zacznę od "a więc", bo oto zaczynam gotować bigos. Nadeszła wiekopomna chwila. Pierwszy w moim życiu bigos. Prawdziwy facet tak musi. Spłodzić potomka, wybudować dom i zrobić bigos. Ewentualnie w innej kolejności. Królowa kapust! Kiszona. Urokliwa i powabna kapusta dobra. Uwielbiam taki bigosowy mezalians. Zauroczenie. Nieplanowany romans z kapustą kiszoną.

DZIEŃ PIERWSZY

Przygotowanie składników. Wybór odpowiedniego garnka. Choć najpierw gotuje się we dwóch, to jednak później po połączeniu kapusty zwykłej i tej kiszonej pozostaje tylko jeden, ten najlepszy garnek bigosowy! Dobrze jest zrobić właśnie coś w rodzaju wyborów. Jeśli potrawa dobrze ugotowała się, to niech ten garnek pozostanie bigosowym. Każdy następny bigos będzie w nim bezpieczniejszy. Ja wybrałem w sam raz. Po ugotowaniu 1,5 kg kapusty białej i 1,5 kg kiszonej ich objętość zmniejszyła się na tyle, aby zmieszać obie w jednym bigosowym garnku. Garść suszonych grzybów i śliwek ażeby dodać aromatu i delikatnego posmaku, który w konfiguracji bigosowej znany jest jedynie smakoszom i przez nich bywa bezbłędnie rozpoznawany. Ja wrzuciłem podgrzybki, ale można oczywiście dodać też inne owoce leśnego runa.

Na wszelki wypadek wolałem skorzystać z koła ratunkowego. Zadzwoniłem do mamy. Chciałem zapytać o wypłukanie kwasu z kiszonej kapusty ale przy okazji zrobiłem nieduży bigosowy wywiad. "Kapusta przyjmie Ci wszystko!". Potrzebowałem takich słów. Strach minął. Wołowinka, trochę karkówki, kiełbasa suszona i jałowcowa, odrobina boczku. Wszystko na patelni z cebulą, solą i pieprzem. Do tego zioła i czerwona, łagodna papryka w proszku.

Zapach. Właściwie mógłbym przy tym pozostać. Mógłbym zostać bigosowym niuchaczem. Powoli wszystko zaczyna nabierać kształtu. Powstaje rzeczywistość, której nie da się dobrze i wyczerpująco określić. Ramy języka pisanego ograniczają znacznie lotność myśli i uczuć. Zapach. Aromat. Smak. Patrzę więc. Wolno patrzeć, ale nie wolno jeść. Psychiczna tortura. Choć jednocześnie piękny to stan. Tak jak kobieta, na którą można jedynie patrzeć, podziwiać jej piękno, delektować się jej urodą, czuć jej zapach. Nie można jednak pod żadnym pozorem jej dotykać.

DZIEŃ DRUGI

Wszystko co połączyłem wczoraj gotowałem jeszcze trochę i odstawiłem później na zimny balkon. Noc na prawie mroźnym powietrzu dobrze robi bigosowi! Mięso jest "skruszone". Wieczorem na niewielkim palniku jeszcze podgrzewanie i delikatne gotowanie. Bigos nabiera koloru, wcześniej wyczuwalny kwaśny zapach zamienia się w łagodny aromat. Przecier pomidorowy nadaje charakterystyczną barwę, która z każdym gotowaniem delikatnie brązowieje. Po trzech godzinach na ogniu ponowne całonocne chłodzenie na zimnym balkonie.

Trudno zasnąć. Czy ten zapach przenika przez szybę? Drzwi balkonowe zamknięte i szczelne. Ciężko spać, gdy na balkonie chłodzi się bigos. A może za zimno mu? Wezmę łyżkę z kuchni, po wielkiemu cichu odkryję pokrywkę i spróbuję czy zimno mu jest czy jeszcze gorąco? Ech! Nie lubisz gdy w nocy jem. Wiem.

DZIEŃ TRZECI

Wyciągam niektóre ziarenka ziela angielskiego i nadmiar laurowych liści. Chyba odrobinę za dużo ich sypnąłem, ale smak bigosu i tak wspaniale obronił się przed takim przedawkowaniem. Jeszcze 3 godziny gotowania na delikatnym ogniu. Mieszam drewnianą łopatką. Takie drewniane wiosło. Można pływać w tych nurtach wspaniałych, błogosławionych. Patrzę na ten bigos, który coraz bardziej mnie hipnotyzuje. Wciąga mnie bigosowy wir, wodzi za nozdrza, odbiera możliwość prawidłowej percepcji otaczającej mnie rzeczywistości. Wczoraj wcisnąłem jeszcze ząbek czosnku i dodałem odrobinę pieprzu. Dzisiaj ostatnia noc chłodzenia bigosu. Śpij. Śpij spokojnie kochany.

DZIEŃ CZWARTY

Przyjechał mój brat. Bigos ewidentnie się nam narzuca. Prowokuje, zaczepia. Ucieszyłem się, że będziemy mogli delektować się tym zapachem i smakiem. Zeżarliśmy dwa pełniusieńskie talerze. W nocy zapakowałem go do pudełeczek i wstawiłem do zamrażarki. Czeka na specjalny czas. Jest uśpiony ale czujny. Wystarczy jeden nieostrożny krok i pojawi się na talerzu! Cieszę się, że udało mi się go tak pysznie zrobić. Zapada zmrok. Miasto wycisza swój rytm i uspokaja się jego tętno. Gasną światła. Bigos mrozi się.

piątek, 19 listopada 2010

Mów do mnie! Rozmawiaj ze mną!

Oglądaliśmy kiedyś "Groving Up". Wracam co jakiś czas do tego koncertu. To dzięki Tobie na nowo pokochałem Petera Gabriela. Jak zwiastun Dobrej Nowiny ten Gabriel dziś dla mnie jest! Dzięki Tobie. Zaraziłaś mnie. Zakochałaś mnie w nim. Wracam więc do tego koncertu roniąc łzę. Tak jak deszcz w tej magicznej pieśni "Lord, Here Comes The Flood".

Czy to tęsknota za czasem gdy niebo było niebieskie? Po tylu latach? Słomiany sentymentalizm. Możliwe. Bardzo możliwe. Po butelce wina chce się zazwyczaj stwarzać nowe światy! Źle jest mówić do lustra, szukam więc Ciebie aby powiedzieć Ci o tym, że po butelce wina chcę stworzyć nowy świat, w którym będę na nowo z Tobą rozmawiał. Lubię gdy rozmawiamy. Lubię Twój głos, gdy do mnie mówisz, gdy kłócimy się, spieramy, gdy liżemy nasze rany, gdy sypiemy na nie sól. Uwielbiam Twój głos, gdy ze mną rozmawiasz, gdy mogę słyszeć słowa, Twoje zdania, dotykać Twych myśli.

Proszę więc: mów więc do mnie! Rozmawiaj ze mną! Chodź, mówmy! Rozmawiajmy cały dzień i noc, a potem następny dzień i kolejną noc bez snu, bez snów. Uwielbiam Twoje słowa, mowę słodką, Mów do mnie! Mów! Rozmawiaj ze mną! Nie przestawaj! Świat jest mniej groźny gdy ze sobą tak słodko rozmawiamy. Gdy pytamy się, gdy szukamy odpowiedzi. Usiądź obok mnie i mów, rozmawiaj ze mną. Płacz! Śmiej się! Drżyj! Bądź! Blisko mnie, jak słowa, jak mowa.

środa, 3 listopada 2010

Gdy jesteś daleko, to tak, jakby nie było słońca. Wtedy przywołuję choć w myślach kształt tej złotej, życiodajnej kuli. Najtrudniej jednak wyobrazić sobie świat, w którym Ciebie nie ma. Gdy więc nie wiem, kim byłbym bez Ciebie, wtedy sobie śpiewam. I dont know who I am, who I am without you...

 

wtorek, 2 listopada 2010

Aj łont ju a łiner cap-modo!

Nie pisałem dosyć długo, więc popastwię się teraz trochę...

Oglądałem kilka razy program, w którym poszukiwano polskiej super modelki. Ponoć nie jest to po prostu modelka, ale "top" modelka. "Top" - mnie, niewykształconemu w kierunku mody, modelów, modelek i modelingu niewiele mówi, ale "top" to "top", żartów nie ma, więc trzeba do świadomości przyjąć i zakonotować również tą kategorię. Z każdym top-odcinkiem tego top-programu zbijał mnie z top-tropu pewien top-lingwistyczny top-niepokój, a ściślej pisząc to, co z ust top-jury wielokroć miałem możliwość top-usłyszeć. Uszy czyste, umyte. Problemów ze słuchem żadnych więc zdziwienie moje tym większe, bo to program o modzie i modelkach miał być a tak jakoś wychodzi, że wręcz przeciwnie. A na dodatek to "wręcz przeciwnie" to rzeczywiście drugi, odległy bardzo biegun od tego bieguna, na którym usadowił się trzon modelowej rzeczywistości.

W jury programu zasiada gwiazda (nie wiem czy modelka, czy top-modelka). Zasłynęła niedawno z oryginalnej sesji fotograficznej, w której nago, na krzyżu, protestowała przeciw znęcaniu się nad zwierzętami. Nago. Na krzyżu. Tu właściwie można by określić nową kategorię modelingu: modelka katoliczka. Zresztą sama pani Joanna mówi o sobie, że właśnie katoliczką jest. Tak sobie myślę, czy czasami nie zaprotestować też podobnie jak pani modelka-katoliczka. Kto wie?! Może zadyndam którejś niedzieli na wieży kościelnej. Nago oczywiście.

Druga pani, która w jury siedzi (czasami stoi albo chodzi) to taka pani prowadząca w TV program "Magiel towarzyski". Wystarczy obejrzeć jeden odcinek. Osobliwy rodzaj dziennikarstwa. Ponoć coraz bardziej popularny. Kwintesencją takiego programu jest mielenie jęzorem i bełkotanie. Im bełkot bardziej niezrozumiały tym lepszy. Może właśnie z tego względu lubię telewizję publiczną, bo wciąż potrafi jako tako bronić się przed podobnym trocinowym wymiarem kultury i rozrywki.

Gdybym był w jury na miejscu trzeciej pani, czyli pana, to mówiłbym mniej więcej tak: "Jesteś gruba, tłusta. Dla mnie wyglądałabyś super w reklamie słoniny a nie w top-model". Projektor mody prawdę Ci powie!

Czwarta pani to także pan. Fotograf. Czasami każe dziewczynie posmarować się budyniem albo wsadzić sobie gdzieś arbuza. To znaczy nie wsadzić, tylko rozmymłać seksownie. I ten pan wtedy pstryka zdjęcia takim mały pikusiem, to znaczy takim aparatem podobnym do mojego. A ja myślałem, że prawdziwy fotograf to ma dużą lufę!

No i nie ma już więcej pań i panów w tym jury. Top jury. Jest jednak pewne lingwistyczne zjawisko. Coś, co wprawiło mnie w zakłopotanie i wywołało raczej przykre odczucia. Przez moment myślałem nawet, że pomyliłem kanał, że to inny program, że nie ta stacja. Oto więc z ekranu co jakiś czas słyszę od tych pań i panów z top-jury takie oto top-religijne top-wyrazy top-zachwytu albo top-krytyki: "Jezus Maria! Ale ty jesteś grubą babą!", "Rany Boskie! Jakie ty masz wielkie cycki!", "Boże Święty! Chyba przyszłaś na świniobicie a nie na casting!", "Jezu! Ale Ty niezła dupa jesteś!"... etc.

Ot po prostu. Taki rozrywkowy program z nutką religijnego przekazu. Może modelka się nawróci, gdy się dobrze obróci? I want you to be a winner Top-Model!

poniedziałek, 1 listopada 2010

***

chodziłem po cmentarzu
mój pierwszy siwy włos
w to święto
zza światów głos

nie chcemy umierać!
na głowie krzyczały anioły
leciały włosy jak liście
w doły!
w doły!
w doły!

(Kraków, 2008-11-01)