piątek, 27 sierpnia 2010

Nie pozwól aby biegunka zepsuła Ci wakacje

Leżałem obok takiej reklamy. Możliwe, że coś przeszło z niej na mnie, bo popołudnie spędziłem w toalecie. Dlatego właśnie postanowiłem codziennie rano i wieczorem biegać. Ponoć gdy się biega, wtedy biegunka nie ma szans. Na wszelki wypadek kolejny dzień na plaży zaplanowałem jednak inaczej. Tym razem wybrałem inne miejsce. Fajne te reklamy. Atrakcji i kolorytu dodają. Bez nich nuda, szarzyzna, kompletny bezruch. Tylko jakieś morze... A tak przynajmniej coś się dzieje, jakieś twórcze zmącenie monotonnego krajobrazu. Plażowicze jak zahipnotyzowani. Mewy nawet i kormorany jakby spokojniejsze. Gdy taka reklama się pojawi - biegunka naprawdę nie ma szans. Meduzy też! Na plaży leżą i... nic. Nie mają biegunki. Ona także ich nie dopadła. Nie zepsuła im wakacji. Moc reklamy. Wszechogarniająca moc stwórcza, przetwórcza.

Hel chyba biedny bardzo, że musi tak desperacko walczyć o każdą złotówkę. W lesie także widziałem te reklamy. Kilka razy przetarłem oczy ze zdumienia. W lesie. W drodze na plażę widziałem reklamy tabletek na biegunkę, jogurtu, kremu do depilacji i wody mineralnej. Może powinienem taki krem kupić dla siebie? Z jednej strony to mogło by być dobre a z drugiej strony... lubię swoje owłosienie. Sam nie wiem. Wodę mineralną już mamy. Jogurty co sobotę świeże w lodówce. No to może... Dwa opakowania tabletek na biegunkę poproszę! Nie ma to tamto! :-)

czwartek, 26 sierpnia 2010

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Wczoraj zrobiliśmy sobie długi, bardzo długi spacer. Dziką wycieczkę, długą, dziką plażą. Lasem, plażą wspaniałą i znów lasem. Chciałbym tam jeszcze wrócić bo to wspaniały kawałek plaży był. Wrócić, poczuć na sobie smagania tego potężnego wiatru wspaniałego. Sycić się wodą, piaskiem, tą przestrzenią zupełnie nagą. Tym wymiarem, którego bezkres ograniczony jest jedynie kresem moich marzeń. Chciałbym tam jeszcze wrócić.

Wieczorem bardzo duża ulewa, gradobicie i nawałnica. Dzisiaj od samego rana ponuro, pochmurnie i smętnie. Może jednak uda mi się pójść nad morze. Trochę piasku, kamieni i muszli napchać w kieszenie. Zarzucić sieci i w rybołówstwie się sprawdzić. W rybach posmakować. Flądry wrzucić na ruszt! Zobaczymy. Nie ma to tamto!

sobota, 21 sierpnia 2010

Kryzys wieku średniego

Usłyszałem dzisiaj o tym, że w Łęczycy rozpoczyna się międzynarodowy turniej rycerski. Zaszeptała mi w środku tęsknota za średniowieczem. Za tym czasem, który był prawdziwy, realny, trwały, pachnący, który dawał się niekiedy uchwycić, dotknąć. Tęsknota za rycerskimi ideałami i tęsknota wzdychającymi pannami. Wzdychającymi do ideałów i jeszcze bardziej do tych rycerzy. W zbroi trzaskającej, ze stali. Nie z plastiku. Plastikowy świat daje na moment plastikowy zachwyt i silikonowe odczucia. Szybko nasyca i równie szybko staje się nudny, bezwartościowy, miałki. Powrót do tego, co bliskie jest naturze - to ta moja tęsknota. To ważne dla gatunku aby przetrwać. Wracając z plaży myślałem o tym jak smakuje podpłomyk. Podpłomyk pachnący i dzban z miodem albo z mlekiem świeżym, takim prosto od krowy. Rozklejam się. Średnio-wiecznie.

Bieganie na Helu

Miało być upalnie a jak na razie zimno i chmury. Zobaczymy. Wczoraj wspaniały dzień na plaży. Złoty i słoneczny dzień. Patrzeć na złoto morza, podziwiać je i zachwycać jego blaskiem to niebieska wspaniała praca plażowa! Dzień i cudowne następne pół dnia. Choć kąpać się i pływać mała niemożność była. Ale to nic. Wieczorem biegałem. Ludzie, wracając z plaży, patrzyli na mnie. Ja na plażę biegłem a oni patrzyli z zaciekawieniem na mnie. Czy ja wyglądam dziwnie podczas biegania? Muszę coś z tym zrobić. Biegać bardziej szlachetnie. Powabnie.

piątek, 20 sierpnia 2010

Ciastka

Pół godziny wcześniej niż wczoraj wstałem. To już sukces. Nie znalazłem jednak moich butów, moich tenisówek wspaniałych do spacerowania i biegania. Moich skrzydeł porannych, błogosławionych. Nie biegałem. Na razie więc "trójka", kubek kawy z mlekiem, słońce zza okna i oczekiwanie na chlebowy czas, na ten pachnący wypiekany poranek, drożdżówkowy, serowy i kruszonkowy. Zobaczymy i zjemy. Popłyniemy smakowicie drożdżówkowo, to znaczy: ciastkowo. Tutaj na Helu na drożdżówki mówi się: ciastka. A może to u nas na ciastka mówi się inaczej?

czwartek, 19 sierpnia 2010

Coś o warzywach czyli buraki i buraczątka

Po czym poznać buraka na plaży? Po tym, że przychodzi, rozkłada ręcznik i parawan, otwiera puszkę z piwem i zapala papierosa. Burak jednak nie jest do cna zburaczony, bo po wypiciu piwa puszkę wrzuca do kosza. Siada ponownie na ręczniku, dopala papierosa (względnie fajkę pokoju *) i wgniata w piasek peta. Może nowy burak z niego wyrośnie? Plażarnia-peciarnia. Chodzę więc po tej plaży zewsząd otoczony i wewnątrz osaczony buraczanym widokiem a i smakiem poniekąd. Barszcz. Już nie morze, ale barszcz, barszcz Bałtycki, plażowy barszczyk.

* Fajka pokoju - papieros, który nie może być wypalony w pokoju, np. ze względu na zakaz palenia albo na brak popielniczki. Taki papieros - fajka pokoju jest więc wypalana na plaży a po wypaleniu - zakopywana w plażowym piasku.

Welcome to Hel ;-)

Słońce od rana, ale chłodno i wietrznie bardzo. Wczoraj poplażowaliśmy długo. Dzisiaj może wybierzemy się nad morze. Rejs? Ten Marka Piwowskiego z pewnością tak! :-) Choćby nawet tysięczny raz! A ten z Helu do Gdańska - nie wiem. Musimy zaplanować, pomyśleć. Może się uda i pieniędzy nie zabraknie.

Na fotce: tor (jedyny na półwyspie helskim) prowadzący do Helu. Widok z Juraty. Widok z drugiej strony jest... taki sam :-)

czwartek, 12 sierpnia 2010

Lody na patyku

Kupiłem sobie loda. 7:29... Pierwszy raz w życiu o tak wczesnej porze skusiłem się na lodową strawę przepyszną na patyku. Z polewą toffi. Zgroza. Zgryzłem loda przepysznego. Słońca dzisiaj wiele od samego rana. Może to właśnie dlatego takie pokusy na człowieka przychodzą. Co mi tam! Nie ma to tamto! Uwielbiam takie lizanie o poranku. :-) Został patyk. Wezmę go ze sobą nad morze i pogrzebię w piasku. Może wykopię jakiegoś loda z epoki lodowcowej. Lód przecież jak wino. Im starszy tym lepszy. ;-) Proszę bardzo! Może ma Pani ochotę na loda? "Koral" demi-sec, rocznik 1773, z odrobiną anyżowej nuty?

wtorek, 10 sierpnia 2010

Pontifex Maximus

Długo myślałem jak wyrazić swoje odczucia w sprawie, w której chcąc nie chcąc wszyscy jesteśmy mimowolnymi świadkami. W ostatnich dniach przeczytałem ciekawą książkę na temat inkwizycji. Natrafiłem w niej na kilka ciekawych odniesień do historycznych tekstów pierwotnego Kościoła. Są one przywołane w kontekście powstania kościelnego i świeckiego nurtu walki z herezjami. Wydaje mi się, że są również dobrym komentarzem do tego, co można obserwować jako obronę i atak krzyża na Krakowskim Przedmieściu. [więcej...]

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

O Tobie

Gdy wracałem w nocy z balkonu, patrzyłem na Ciebie i na nasze łóżko. Kocham to łóżko; ten obszar, tą naszą przestrzeń, w której sen jest ulubionym czasem dla naszych Aniołów. Kątem ucha słyszałem jak planują różne zabawy...



Mówiłaś, że nic nie piszę o Tobie. To jedyna rzecz, której nie potrafię: uchwycić w słowa choć trochę miłości do Ciebie. Wybacz więc, że zamiast pisania zrobię coś... Na przykład kolację. Co Ty na to? Chcesz zapiekankę z serem i pomidorami?
Jestem zmęczony. Potrzebuję wytchnienia. Gdy patrzę na moją śpiącą córkę dochodzę do przekonania, że ten prawdziwy spokój dawno minął bezpowrotnie. Beztroska dziecka, które zdane i oddane jest swoim rodzicom. Złamana kredka, zgubiony pluszak, brak łakoci, na które ma się ochotę, kara za niegrzeczne zachowanie. To świat małych-dużych problemów. Chciałbym teraz mieć takie problemy. Patrzę na nią, obserwuję gdy się bawi i gdy ogląda bajkę. Kiedyś chciałem uchronić ją przed światem. Teraz wiem, że świat jest mimo wszystko dobry, piękny. Taki, jakim stworzył go Pan Bóg. Tylko w sercach i umysłach ludzi jakoś tak dziwnie czasami się robi. Nie można zrozumieć. Choć chciałoby się bardzo. Obudziłem się o 2. w nocy. Wyszedłem na balkon. Kiedyś pewnie zapaliłbym papierosa. Teraz wciągam głęboko chłodne powietrze. Sierpniowa noc. W kilku oknach widać dyskretne światło nocnych lampek. Miasto śpi.

Przed wyjazdem nad morze ułożę jeszcze kilka rzeczy na blogu. Ciągle wydaje mi się, że coś powinno być inaczej. Wymyśliłem między innymi dział "Political fiction" ale co jakiś czas zastanawiam się czy wogóle o tym pisać. Po co sobie i innym głowę zawracać? Jak poruszać się w gąszczu, w którym czasami nawet najbardziej doświadczeni tracą orientację?

Kiedyś zaskoczył mnie mój znajomy:
- Cześć! Jak się miewasz? Co słychać?
- Dziękuję. Do przodu! - odpowiedziałem.
- "Do przodu" niekoniecznie oznacza "we właściwym kierunku"... - powiedział wolno i z uśmiechem.

Może właśnie dlatego powinienem pisać?

czwartek, 5 sierpnia 2010

Tarta truskawkowa z dodatkiem jagód

Robert przyniósł dzisiaj tartę z truskawkami i jagodami. Nieprawdopodobny smak! Ponoć przy Placu Wolnica jest cukiernia, w której można kupić dobre wypieki. Zdaje się, że byłem tam kiedyś po pączki, więc przy okazji będę musiał sprawdzić i kupić dla moich dziewczyn.

środa, 4 sierpnia 2010

Po łbach

Przed wiekami konflikty zbrojne i bitwy odbywały się (ogólnie rzecz ujmując) na dość szczególnych, ale jednocześnie prostych zasadach. Armie dwóch mających ze sobą stoczyć pojedynek władców spotykały się na polu, zwykle oddalonym od zamieszkałych osad, wiosek czy miast. Gdzieś pod lasem, na polanie, którą roboczo można na przykład nazwać Grunwaldem. Dla uniknięcia rozlewu krwi i niepotrzebnych ofiar istniały warunki pokoju. Jeśli z tego przywileju nie skorzystał żaden władca, wtedy wojska tłukły się między sobą aż do zwycięstwa jednej ze stron, co zwykle przejawiało się w większej liczbie trupów po stronie przeciwników, przegranych. Takie walki były honorowe. A jeśli ktoś nie miał honoru

wtorek, 3 sierpnia 2010

Filmowo


Nie lubię filmów przy których zasypiam. Nie wiem jednak co napisać o filmie, po którym nie potrafię zasnąć. Zapytała mnie: "Podobał Ci się? Fajny?" A ja o "Władcy pierścieni" mogę powiedzieć, że fajny. O "Gwiezdnych wojnach", o "Krzyżakach" zrekonstruowanych cyfrowo.

Nie spodobała mi się w tym filmie wizja nieba. Zastanowiła mnie muzyka. Zajęła nas akcja. Powolne budowanie napięcia, mimo iż właściwie już na początku wiele można się dowiedzieć. Trudny obraz. Szczególnie dla tych, którzy mają swoje dzieci. Nie da się go obejrzeć z chipsami na kolanach i kuflem piwa w ręku. Co zatem napisać o filmie, który dotyka dogłębnie, niepokoi, pokazuje koszmarne oblicze zdeformowanego ludzkiego umysłu. Czekam na "happy end".

Czekam na ten najważniejszy argument, który pozwoli wrzucić dzieło do szuflady z napisem: "normalne". Co jednak zrobić gdy nie ma szczęśliwego zakończenia a przynajmniej nie jest takie, na jakie się czeka. Może zainicjować rewolucję w kinematografii? Może scenarzysta przed zakończeniem swojej pracy powinien przeprowadzić wśród widzów ankietę? Kara śmierci dla takiego zwyrodnialca! Odwieczny problem: dobre zakończenie. Zły bohater umiera. Happy end?


Tytuł: The Lovely Bones (Nostalgia anioła)
Reżyseria: Peter Jackson
Gatunek: dramat
Produkcja: USA, Wielka Brytania, Nowa Zelandia, 2009 r.
Obsada: Saoirse Ronan, Mark Wahlberg, Susan Sarandon, Stanley Tucci, Rachel Weisz
Czas trwania: 135 min