piątek, 28 stycznia 2011

Egri bikavér :-)

Dzisiaj przelało się 5 litrów! Pierwszy raz zrobiłem to, gdy widziałem jak więdniesz, jak ulatuje z Ciebie siła po porodzie naszej córci. To już prawie 5 lat. Jeśli istnieją cuda, to wtedy zobaczyłem po raz pierwszy w życiu cud. Patrzyłem na ukochaną kobietę, która nie miała sił aby na własnych nogach przyjść do mnie, bladą, wycieńczoną, słaniającą się...


Diagnoza. Szybka decyzja. Transfuzja. Kilka godzin. Potem przecierałem oczy ze zdumienia. Ktoś bardzo uśmiechnięty szedł w moją stronę. Gdy dostrzegłem Ciebie, to tak jakbym zobaczył film, na którym w przyśpieszonym tempie rozwija się pąk; przeradza się w najpiękniejszy, wielobarwny, wielki i pachnący, pełen życia kwiat.
Wtedy postanowiłem, że w taki sposób będę pomagał innym ludziom. To już 5 litrów. Boję się trochę, bo mam podwyższone ciśnienie. Muszę wszystko zbadać i zapytać lekarzy czy nadal będzie można pobierać ode mnie krew. Może ustrzelę kolejne 5 litrów!? Dobrze, że mi kupiłaś ten ciśnieniomierz!

sobota, 22 stycznia 2011

Nie mam mercedcesa

Od kilku miesięcy dostaję sms-y od TVP. Zdaje się, że kiedyś zagłosowałem w jakimś telewizyjnym konkursie (już nie pamiętam). Od tamtego czasu bombardują mnie propozycjami kolejnych konkursów i następnych wspaniałych nagród. Nigdy na te sms-y nie odpowiadam, dlatego coraz bardziej dziwi mnie konsekwencja w ich wysyłaniu. Wiem, że robi to automat. Tak czy inaczej coraz bardziej mnie to irytuje. Niedawno otrzymałem taką wiadomość:

TVP STANOWCZO WZYWA ABONENTA NUMERU: XXX-XXX-XXX DO WYSLANIA TYLKO 1 SMSa ZGLOSZENIOWEGO! NA ZWYCIEZCE KONKURSU CZEKA MERCEDES. OSPISZ: TVP /3zl+Vat/sms.tvp.pl/

Kilka dni temu przyszła kolejna informacja:

WSZYSTKO JUZ GOTOWE. BRAK TYLKO TWOJEGO ZGLOSZENIA DO GRY. W PULI: MERCEDES KLASY E I PIENIADZE. PILNIE ZGLOS SIE. TERAZ TYLKO ODPISZ: TVP (3zl+Vat) sms.tvp.pl

Psia mać! A może powinienem jednak odpisać? Może wysłać tylko tego jednego sms-a zgłoszeniowego. Skoro wszystko już gotowe? Tylko na mnie czekają. Głupota poraża najbardziej wtedy gdy obnaża głupotę do potęgi n-tej. Właściwie nie powinno mnie to dziwić, bo od lat obijam się w swojej pracy o różne zabiegi marketingowe. Reklama. Nie dla idiotów. Od kretynów.

piątek, 14 stycznia 2011

We Wrocławiu przy kominku

Jest takie miejsce we Wrocławiu. Jest taki dom, w którym zawsze jest ciepło. Podobno bywają tam niezwykli goście, choć mieszkańcy są zwyczajni. Na ścianie wisi Gustav Klimt. W powietrzu unosi się zapach Psalmów, gitara stroi się sama. Z piekarnika wylatuje aromat ryby smażonej na plasterkach porów, majonez miesza się z czosnkiem i jogurtem a w lodówce chłodzi się cytrynówka. Jeśli świat bywa zły, to w takim domu można się schronić. Jeśli jest bardzo zimno, to w tym miejscu można się ogrzać. Jeśli jest smutno, to tam ten smutek można podzielić na czworo! Jest taka Madzia, która wczesnym rankiem zamienia się w motyla. Ponoć lata po okolicy i zbiera z łąk kwiatowy pyłek i nektar. Pyłkiem maluje buzie swoich dzieci a z nektaru robi wspaniały miód. Lipowy, cudowny balsam pożywny! Jest taki Daniel. Właściwie nazywa się Dama dama.

Daniel należy do rodziny jeleniowatych. Jest zwierzęciem średniego wzrostu, wysokość w kłębie 80-90 cm, byki są zawsze większe. Masa ciał dorosłych osobników - łanie 45-60 kg, byki 70-120 kg. Okrywa włosowa (suknia) płowa z białymi kropkami, zimowa szaro-popielata Występują liczne odmiany barwne (porcelanowe, czarne,białe). Posiadają białą plamę na zadzie, tzw. lustro obramowane po bokach czarnymi paskami, ogon (kwiat) długi i mechliwy, z zewnątrz czarny, od spodu biały. Byki dorosłe nakładają poroże w formie łopat.

Okres rui (bekowisko) trwa od połowy października do połowy listopada. Nazwa bekowisko pochodzi od głosu wydawanego w tym okresie przez byki- bekania, a nie beczenia, jak uważają niektórzy. Łanie cielą się w czerwcu i początku lipca, rodząc najczęściej jedno cielę. Średnia waga cielęcia to 3-6 kg. Karmią je mlekiem do początku zimy. Daniel nie jest konfliktowy, nie potrzebuje dużej przestrzeni do życia, jest odporny na choroby.

W końcu jest taki Jaś i taka Małgosia, tzn. Kasia. W chatce na kurzej łapce bawią się czasami grzecznie i śpiewają piosenkę:

Puka ktoś, więc pytam: - Kto tam!?
Na to słyszę: - Hiopotam!
- Nie otworzę, jestem sama! Boję się hipopotama!

Gdy goście wyjeżdżają z tego magicznego domu, wtedy powstaje lista zepsutych rzeczy wraz z kosztorysem strat:

1/ Łóżko rozkładane, uszkodzenie śruby mocującej (30,00 zł + 23% VAT)
2/ Krzesło salonowe - zerwanie obicia
(57,50 zł + 7% VAT)
3/ Odświeżacz powietrza - złamanie dźwigni zabezpieczającej (1,20 zł + 7% VAT)
4/ Zarysowanie blatu kuchennego
(134,90 zł + 23% VAT)
5/
6/
7/
8/
9/

czwartek, 13 stycznia 2011

Wychodzę stąd, wychodzę by wreszcie odnaleźć drogę do Ciebie. Bałem się zawsze takiej decyzji. Drżałem przed takim skokiem w wodę. Błękit przy brzegu zawsze jest odbiciem nieba ale mrok wodnych głębin jest odblaskiem piekielnych obszarów. Ponoć tylko bogowie nie giną wśród ognia. Wyszedłem więc wieczorem. Patrzyłem z obawą na drogę przede mną. Żałowałem tego, co zostało za mną. Głowa bolała już bardzo od nieustannego oglądania się za siebie. Nie mogłem wszystkiego zabrać. Może więc trzeba utracić, zgubić, porzucić w przepaść zapomnienia to wszystko bezpowrotnie. Rozwinąć skrzydła choć się ich nie ma. Nabrać w żagle wiatru, choć się nie pływa. Podróż w samotności nie jest tak straszna jak samotne życie.

A ja nie byłem sam tam, gdzie chciałem bez nikogo być,
Nie miałem nic, prócz niczego co chciałbym mieć,
Nie byłem tym, kim myślałem, że jestem gdy pragnąłem być,
Nie żyłem tak, jak bym żył gdybym mógł naprawdę żyć,
Płakałem ale tylko po to by rozpoznawać łez smak,
Śmiałem się nie wiedząc czy śmiech to ułuda czy ułudy brak.

Kochałem Ciebie po kres moich dni. Więc szedłem nadal. Podążałem aż po linię, która wyznacza horyzont niespełnionych marzeń. W drodze tej zrozumiałem, że spełnienie ich to rzecz dziecinnie prosta. Wystarczyło za ten horyzont dojść, przekroczyć linię choć jednym krokiem, zaledwie stopa, kilka centymetrów wystarczy, aby być poza nią. Przejść granicę lęku, paraliżującego strachu, mrożącego krew w żyłach przeczucia, że za horyzontem nie ma tego, co być powinno. Wyszedłem więc wieczorem. Tak najbezpieczniej. Wyruszyłem by podążać po krainach spokojnych jak biblijne papirusy. Jak to dobrze obudzić się rankiem przy Tobie!
TA JEDNA SZTUKA

W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy;
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie
straty, że kiedy się je traci – nie ma sprawy.

Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy
straconą szansę, upływ chwil, zgubione klucze.
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy.

Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz – wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy.

Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy
blask dawnych domów? Dzisiaj – blady cień, ukłucie
w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.

Straciłam dwa najdroższe miasta – ba, dzierżawy
ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę
do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,
który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce
tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;
tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy.

Elizabeth Bishop
w przekładzie Stanisława Barańczaka

środa, 12 stycznia 2011

Na storczykowym parapecie


W Opolu byliśmy późnym popołudniem. Po niespełna czterech godzinach w nieogrzewanym przedziale. W pociągu. Mam pociąg do takich rzeczy. Pociągam nosem. Pekape... Pe ka pe, ale wygodnie jak nigdy dotąd, bo w standardzie REGIO zrobili przedziały 6-osobowe. Tak jak w InterCity. Wygoda - Przygoda. Wygodnie - chłodnie - sympatycznie - fantastycznie. Nie wiem dlaczego przez całą drogę miałem ochotę na to, aby opowiedzieć córci bajkę o Królowej Śniegu.

Słońce następnego dnia, krystalicznie mroźne powietrze, piękny widok, storczyki na parapecie i te anioły... wynagrodziły nam wszystko. Dwa anioły to Agata i Hania. Agata to ta, która nie płacze.


Trzeci anioł to ach!Anioł - Adek, który krząta się pomiędzy tamtemi dwiema. Łapie łzy Hani do małej, złotej ampułeczki. Całuje czule czoło Pani Aniołowej a potem kroi ser i niezwykłe słone, surowe mięso, nalewa piwa do szklanicy i Pepsi o takim ciekawym, wódkowym smaku. A potem ten ArchAnioł mówi do mnie: "No i co brzuchaczu!? Smakuje?". Lubię tak słyszeć tego chudzielca ze skrzydłami!

Pamiętaj! Przyjadę do Ciebie w któryś piątek. Wypijemy jeszcze niejedno słone morze! Aby w życiu było bardziej słodko.

sobota, 1 stycznia 2011

Wczoraj oglądaliśmy w TV sylwestrowe koncerty i zabawy w różnych miastach Polski. Przypomniał mi się wakacyjny "Bydgoszcz Hit Festival". Jeden zespół śpiewał wtedy: "Co z nami będzie po tylu latach?" a inna wokalistka: "Bum! Ta ra ra ra ra Bum!" Naprawdę! Była taka piosenka. I dokładnie taki jej refren:

Bum! Ta ra ra ra ra Bum!
Ta ra ra ra ra Bum!
Ta ra ra ra ra Bum!
Ta ra ra ra ra Bum!


Ten refren przywołał Eurowizję. Osobliwy konkurs "ambitnej" twórczości inspirowanej muzą z zatkanym prawym uchem. ;) To właśnie tam co druga piosenka zaczyna się od słów: "Tell me baby what you want. Tell me baby what you need". Ewentualnie co pierwsza piosenka od: "Baby! I'm your lover tonight." Mimo to lubię ten konkurs. Oglądam go każdego roku może najbardziej ze względu na Artura Orzecha, niż z powodu muzyki, piosenek i wykonawców. Sympatycznie jest posłuchać "trójkowego" Orzecha, odczytać między wierszami jego kąśliwe komentarze i patrzeć na eurowizyjne zmagania.

W Nowy Rok wybraliśmy się jednak w kosmiczną podróż. Na Marsa. Obejrzeliśmy koncert Vangelisa "Mythodea". Niepowtarzalny, jeden z piękniejszych występów tego kompozytora. Stworzony ku czci pierwszej kosmicznej sondy na czerwoną planetę. Odwieczna tęsknota człowieka, wielkie marzenie okiełznania choć małej części wszechświata. Panowanie nad kosmosem. Piękne i przejmujące. Warte obejrzenia i posłuchania. Pierwszy raz  widzieliśmy ten koncert 6 lat temu. Miło do niego powrócić w takim dniu.