czwartek, 24 lutego 2011

Graczyk i Wildstein w Klubie pod Jaszczurami

Byłem dzisiaj wieczorem w Klubie pod Jaszczurami, na spotkaniu promującym książkę Romana Graczyka "Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego". Poza autorem, w tej prezentacji i dyskusji uczestniczył również Bronisław Wildstein a wszystko moderował Dobrosław Rodziewicz. Sala zapełniona, ok. 150 osób. Ciekawe spotkanie, i gorąca, bardzo gorąca atmosfera. 2 godziny, pytania od publiczności, spory zwolenników i przeciwników. Emocje, ogromne emocje wciąż budzą te sprawy. Jak o tym pisać? Jak mieć nadzieję, że "potwory przeszłości" nie pojawią się już więcej w naszych snach a wcześniej nie zdeformują pamięci na dobre? Nawet historycy Instytutu Pamięci Narodowej bywają maczani w medialnej gnojówce. Pewnie dlatego że "pamięć" i "naród" w różnych kręgach rozumie się różnie (vide: felieton Macieja Króla "Oskarżam Graczyka. Recenzja osobista") Przeczytam. Z pewnością przeczytam.

wtorek, 22 lutego 2011

Multiinstru-mentalnie czyli baba w kwiatkach :-)

Pierwszy raz usłyszałem Imogen Heap, gdy Ty jej słuchałaś... Śmiałem się wtedy. "A mówiłaś, że tylko Urszula Dudziak tak śpiewa!" Potem posłuchałem do snu i tak mi zostało. Popaprane śpiewanie. Byle jak farbami trzaskaliśmy o ściany. I wyszły takie ciapy, mazaje, plujki, spływy i strugi, coś jakby... kwiaty. Łąka kolorowa, kwiaty naszych słów zaczarowane w dźwięki. Nad ranem.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Nowosielski


Zmarł dzisiaj w Krakowie Jerzy Nowosielski. Jeden z moich ulubionych malarzy i pisarzy ikon. Wspaniały i wielki artysta znany nie tylko w Polsce ale rozpoznawany i wielbiony również na świecie. Jedną z jego niezwykłych prac było ozdobienie wybudowanego w latach osiemdziesiątych Kościoła Świętego Ducha w Tychach. Nigdy tam nie byłem, ale już same fotografie tego miejsca oddają klimat i charakter twórczości tego artysty. Jego polichromie są również w kilku krakowskich kościołach. Poza inspiracją religijną w jego obrazach widoczna była fascynacja kobiecym ciałem. Malował akty w jakimś sensie naznaczone również "metafizycznym tchnieniem". Dla mnie są to jedne z najpiękniejszych aktów obecnych we współczesnym malarstwie.

 

Wierność jest sexy!

Kiedyś chodziłem na siatkówkę. W kilkunastu chłopa wynajmowaliśmy salę gimnastyczną, żeby pograć, pokopać, wyszaleć się, wypocić całotygodniowe stresy, zdenerwowania, złe emocje i frustracje. Trzaskaliśmy wtedy godzinę w "kosza" a potem w "siatkę" i jeszcze na dobicie w "nogę". W szatni rozwijały się nieraz dyskusje, jak to między chłopami: o babach. Odpowiadając kiedyś na dosyć mocne przekonanie mojego kolegi o tym jakoby każdy chłop miał dwie baby (właściwą i tą "na boku") wspomniałem o wierności, o tym, że kocham moją żonę, że jestem szczęśliwy i że być może dlatego nigdy nie myślałem o tym, o czym "każdy normalny chłop powinien czasami pomyśleć". Pamiętam tamte reakcje, uśmiechy politowania i pobłażliwą ciszę, która zaraz po wyjściu z szatni przerywana była "szewskimi komentarzami".

Wiele radości dają mi takie komentarze. Jakąś dziką, wewnętrzną satysfakcję. Nie wiem czy to dobra reakcja. Trochę staram się rozumieć ich widzenie świata, trochę mi ich żal, trochę chciałbym ich usprawiedliwiać, bo może nie każdy jest takim szczęściarzem jak ja. A może to to nie kwestia fartu?

niedziela, 20 lutego 2011

Można nie wierzyć w nic

Tyle czasu leżała ta książka na półce. Tyle lat a przeczytałem ją dopiero teraz. A niedawno usłyszałem, że została na nowo wydana! Nie czytałem wcześniej bo jakoś instynktownie wiedziałem, co tam zostało napisane. Wiedziałem? Chyba tak. Może dlatego, że zawsze z wielką niecierpliwością czekałem na wiersze-piosenki Adama Nowaka. To właśnie taki rodzaj sztuki, która absorbuje najgłębsze pokłady ludzkich uczuć, budzi niecierpliwość i pozostawia niepokój. Zawsze słuchałem uważnie. Choć był taki czas, gdy ucho miałem jak pustak...

Ta książka to opowieść artysty, który wzrusza swoją wrażliwością, poszukiwaniem, pytaniami, patrzeniem i rozumieniem tego świata. To taka chwila zamyślenia (bo czyta się ją dosłownie chwilę...) nad mizerią pozornie ważnych spraw i wagą rzeczy z pozoru błahych. Lubię słuchać ludzi, którzy starają się być blisko Nieba i jednocześnie nie uciekają od tego, co na ziemi. Ujmuje mnie ta wielka, święta odwaga. Tym świętsza im bardziej daleka od wstydu. Chciałem sprzedać kilka książek na allegro. Tej nikomu nie oddam.


sobota, 19 lutego 2011

piątek, 18 lutego 2011

meta-fizycznie czyli szczęśliwie!

byłem jeszcze w styczniu na jasełkach, w przedszkolu naszej córci. po przedstawieniu rodzice i dziadkowie raczyli się ciastem i pili kawę a dzieciarnia szalała na dywanie. po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłem wtedy, że dla przedszkolaków prawa fizyki mają raczej małe znaczenie a wręcz zupełnie nie determinują ich funkcjonowania...

najwyraźniej można to zauważyć podczas przedszkolnej zabawy na tzw, "kupę" albo "na kupie"... polega ta zabawa (właściwie jest banalnie nieskomplikowana choć elementów niezrozumiałych jest w niej wiele) na tym, że dzieciaki w jednym momencie, na jakieś wykrzyczane hasło, np: "Atakujemy Marcina!!!!!!!!" rzucają się wzajemnie na siebie! dowolność, przypadkowość, konfiguracja zderzeń i układ poszczególnych poziomów rosnącej ciągle "kupy" jest właściwie... nie do wytłumaczenia

nie da się zapewne także wyjaśnić jakim cudem dzieciarnia podczas takiej "zabawy" swobodnie ignoruje i przekracza wszelkie prawa fizyki, z przyciąganiem ziemskim włącznie... no bo na przykład nagle z tej kotłowaniny wylatuje ponad "kupę" chłopiec i jest tak unoszony przez rękę jakiejś dziewczynki co najmniej minutę... to pewnie jest dla niego dosyć przyjemna część zabawy, bo okazuje się, że jest on atakowanym Marcinem! po pewnym czasie ręka wciąga chłopca ponownie do "kupy"... po tym wessaniu motłoch przesuwa się powoli w stronę ściany, gdy kilka głów w nią uderza, "kupa" instynktownie zmienia kierunek i tym razem pełznie w stronę drzwi wejściowych...

ilość zagięć i skrzywień na poszczególnych kończynach poszczególnych dzieci daje kolejny argument za tym, że prawa fizyki w wieku przedszkolnym są właściwie niepotrzebne... z ciarkami na plecach patrzę więc na to w jaki sposób moja córcia wplątuje nogę między głowę swojego kolegi a ręce dwóch innych koleżanek... tak zawiązany supeł (gwarantuję to!) jest nie do rozwiązania normalnym sposobem i naturalnymi siłami fizycznymi... tylko siła woli, cierpliwość, perswazja i ewentualnie zdanie "Myszko! Idziemy do sklepu kupić smakołyki!?" jest w stanie sprawić, że węzeł... sam się rozpadnie...

spotkanie kończy się a gdy na sali słychać wyraźne nawoływanie rodziców i dziadków, wtedy "kupa" powoli mięknie, pulsująco rzednie, opada choć jeszcze jest jakby w konwulsjach, jeszcze ma w sobie trochę energii... jeszcze ma nadzieję, że nawoływania rodziców i dziadków to tylko zakłócenia w percepcji rzeczywistości... nawoływania nasilają się... "kupa" ostatecznie opada na przedszkolny parkiet, uchodzi powietrze, z poskręcanych nóg, rąk i głów wyłaniają się dzieciaki, czerwone na buźkach, z mokrymi włosami, spocone, jakby właśnie wyszły z sauny, SZCZĘŚLIWE!

czwartek, 10 lutego 2011

w Warszawie sen o sławie...

Łazi za mną ta piosenka Piotra Bukartyka. Pląta się mi pod nogami, ciągnie się za mną. Aż tak, że przechodząc po pasach taksówkarze trąbią: "Panie! Coś wlecze się za panem!" A ja spoglądam za siebie artystycznie. To sznur z supełkami bzdur. Faktycznie. Średnio optymistycznie i płakać się chce. A jednak ta historia śpiewana jakoś dziwnie bliska się zdaje. Z nosa kapie. Wiosna już człapie i psy biegają. Znaczą teren. Trzeba więc uważnie chodzić. Ja tak chodzę. Stąpam. Szukam pracy. Gimnastykuję się. Ekwilibrystyka - takie właśnie poszukiwania. Jak cyrkowa sztuka. Prężę się, nadymam, skaczę i żongluję. Słucham tej piosenki i nadzieję mam...

...staję u jej bram i wołam "pomóż nam!"
wszak pokonałem tak długą drogę!
A ona na to mi: "chłopaku chciałabym,
ale nie mogę! na prawdę nie mogę!

piątek, 4 lutego 2011

Dzień Dobry! Przyszedłem prosić o nogę pańskiej córki

Ki czort? Co jest grane? Zima. - 12 stopni a młodzież w trampkach! Nie! Nie w "adidasach". W trampkach takich z materiału i na gumowej podeszwie. Dziwny jest ten świat. A z drugiej strony. Ja do szkoły chodziłem bez czapki... A dżinsy? W szkole patrzyliśmy łapczywie na dziewczyny w dżinsach. Teraz nie ma tamtych widoków, bo spodnie mają taki powietrzny bąbel z tyłu, takie "nadmuchane i pomarszczone coś", co z pewnej odległości wygląda jak kombinacja dużego wyciora z pampersem. Czy ja się stary robię? Czy nie znam się na modzie? Oj! Nie ma już pup. Prawdziwych i pięknych pup! W dżinsy odzianych.