Deptam po nie wiadomo czym. Na dnie niewiele widać, ale powiedzieli mi już kiedyś: gdy się załamiesz, to się nie martw. Masz jeszcze bilet miesięczny do 5. grudnia. To se pojeździsz przynajmniej trochę. Pracuję. Na umowę - zlecenie. Umówiłem się z nimi. Oni mi zlecili. Teraz robię. Zarabiam 4 Kwacha miesięcznie. To będzie na stare jakieś... tysiąc pięćset sto milionów tysięcy miliardów.
KOCHANIE GŁOWA DO GÓRY...PRZECIEŻ KIEDYŚ MUSI BYĆ LEPIEJ. JESTEM Z TOBĄ, PRZY TOBIE...JESTEŚMY :*
OdpowiedzUsuńja zawsze idę przez życie tak..."Co nas nie zabije to nas wzmocni..." Ja też jestem z Tobą :) aga:)
OdpowiedzUsuńCóż za krzepiące wyznania ;)) Zaiste "listopad włazi do miast...." i czasami faktycznie chciałoby się zacząć jeszcze raz tez cal grajdoł. Qrcze co tu gadać, brachu wpadnij na cytrynówke, to omówimy ten listopadowy spleen odpowiednio ;)
OdpowiedzUsuńChyba muszę częściej pisać w klimacie przygnębiająco-dołującym... Wtedy zainteresowanie blogiem wzrasta... ;-) Dziękuję Wam za miłe słowa!
OdpowiedzUsuń