piątek, 8 kwietnia 2011

dysgrafie, dysleksje, dyskusje

Jakiś czas temu mój znajomy sprowokował mnie do rozmowy na aktualne tematy polityczne. Lubię go i znam. A znam go od dawna jako fanatycznego wyznawcę rządzącej obecnie opcji. Wtedy, gdy nie rządzili, nie był aż tak fanatyczny. Mniejsza o to. Niezbyt ochoczo przystałem na taką konwersację, bo i czasu było niewiele a poza tym - z doświadczenia wiem, że takie rozmowy zdecydowanie lepiej prowadzić w klimacie luźnej biesiady piwnej niż na polu bitewnym w przyodzianym po zęby rynsztunku bojowym. Chyba, że ktoś chce poważnie podyskutować i ma jakąś "bazę", wiedzę zaczerpniętą z wielu różnych źródeł niźli tylko z migawek medialnych newsów. Wtedy można spędzić choćby pół nocy na filozoficzno-politycznych dywagacjach.

Skrajne postawy (np. fanatyzm polityczny mojego kolegi) zazwyczaj pozostają zupełnie bezkrytyczne wobec pewnych zjawisk. Starałem się więc uzmysłowić mu, że i najbardziej lubiana partia w Polsce ma pewne skazy, wady, popełnia błędy, coś mogłaby zrobić lepiej a czegoś po prostu nie zepsuć. Ciśnienie szło w górę. Jeśli jednak miejsce siły argumentu zajmuje... argument siły, to już robi się nieciekawie i przykro. Gdy więc po raz kolejny zostałem zwyzywany od "pisiorów" zacząłem tłumaczyć, że wcale nie uważam Jarosława Kaczyńskiego za idealnego męża stanu, choć rzeczywiście z wieloma poglądami obecnej opozycji umiarkowanie sympatyzuję. To jeszcze bardziej rozsierdziło mojego rozmówcę a ja postanowiłem precyzyjniej wytłumaczyć mu istotę moich poglądów. Nic to. Groch o ścianę. W końcu tłumaczyłem, że ktoś, kto ma prawicowe poglądy niekonieczne musi bałwochwalczo traktować PiS i że nie musi tępić we mnie "pisioryzmu" bo go nie mam i że ja raczej określam siebie jako konserwatywnego liberała a w postrzeganiu państwa i narodu jestem monarchistą. Zapadło milczenie...

I tak trwa ono między nami od tamtego czasu. Pewnie nie wie, co to monarchia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz