Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książkowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Książkowo. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 października 2012

Willkommen auf der Frankfurter Buchmesse!

Od 10 do 14 października we Frankfurcie odbywały się największe na świecie Targi Książki. Dla mnie to zupełnie nowe i pierwsze doświadczenie związane z tak dużą imprezą wydawniczą, książkową. Przed wyjazdem wiele słyszałem o frankfurckich Buchmesse ale dopiero pobyt tam ustawił moje wyobrażenia na realnym poziomie :-) prawie 7000 wystawców z całego świata. Wszystkie kontynenty. Ponad 280 tysięcy  odwiedzających. Na tegorocznych targach we Frankfurcie przygotowano specjalne prezentacje wspierające wydawców we wprowadzaniu technologii cyfrowych. Wydaje się, że jednak bez cyfrowego wymiaru wydawnictwa już się nie obejdą. Obywatelu! Zamień lapa na taba! ;-)

Ogromna, robiąca wrażenie, bardzo dobrze zorganizowana (już od średniowiecza) impreza!

wtorek, 19 czerwca 2012

Duża Ryba

Odgrzebywanie prezentów może dać zaskakujące efekty. Upominają się one o siebie dyskretnie, wytrwale, subtelnie. Może dlatego, że się upominają nazywa się je... upominkami? "Dużą Rybę" dostaliśmy od naszych Przyjaciół chyba 2 lata temu. W dedykacji nie ma jednej osoby, a więc jakoś tak to było, że tej osoby jeszcze wtedy nie było. Przeleżała ta książka na mojej półce aż do zeszłego tygodnia. Zazwyczaj do czytania w tramwaju wybieram jakiś mały format. Trafiło tym razem na "Dużą Rybę"!

Czekała mnie więc wyprawa w świat dziwnych relacji między synem i ojcem. Relacji zbudowanych przez różne wydarzenia, sytuacje, ludzi i miejsca, o których zechciał opowiedzieć umierający tata. Rzecz w tym, że nie wiadomo co w tych opowieściach jest prawdziwe a co wymyślone? Jacy ludzie są realni a którzy wyszli z ojcowskiej fantazji? Najbardziej namacalne wydaje się jednak umieranie. Śmierć jest tutaj smutna nie ze względu na to, że odchodzi ktoś bliski ale raczej poprzez to, że ten bliski jest nie poznany do końca, właściwie daleki. William widzi umierającego ojca a w łożu śmierci upatruje szansę na odkrycie i ostateczne poznanie jego życia. Zaczyna odkrywać świat, którego wcześniej mógł się jedynie domyślać. Rzecz w tym, że nie ma pewności czy ten świat to prawdziwa czy też wymyślona przez ojca rzeczywistość nigdy nie spełnionych pragnień.

Książka zdecydowanie do polecenia choć śmieszy trochę to, że na jej okładce, pod nazwiskiem autora jakiś mądraliński marketingowiec dopisał: "Głęboko przejmujący film". Niestety, w dobie niewolniczej fascynacji ruchomymi obrazkami i wszechobecnego wstrętu do czytania, taka zachęta do lektury pojawia się na okładkach coraz częściej. Od bidy można na to machnąć ręką bo film rzeczywiście taki jest!

Tytuł: Duża Ryba
Autor: Daniel Wallace
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2004

wtorek, 12 kwietnia 2011

Rozmowy z córką

Przeczytałem świetną książkę dla mam. O córkach. Niby dla mam, ale też i dla tatusiów! Pełna ciepłego spojrzenia a często też humoru i zdrowego dystansu publikacja dla tych, którym wychowanie małej płci pięknej leży na sercu i na rozumie! Właśnie z tego drugiego powodu warto przeczytać. I z trzeciego powodu także, bo książka ma sporo dobrych i trafnych odniesień do biblijnych zasad! Zabrałem więc ją do tramwaju. Śmiesznie jest poczuć na sobie zainteresowane i zdziwione spojrzenia kobiet. Facet? Czyta książkę? I to jeszcze o rozmowach z córką? Uwielbiam to uczucie! Zatem fragmencik:

Czy kiedykolwiek któraś z was, dała się skusić ładnemu opakowaniu? Producenci, nastawieni na zysk, zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ono istotne. (...) Niezależnie od tego, czy jest to paczka gumy do żucia, tubka pasty do zębów czy paczka chipsów – w każdy produkt zainwestowano wiele cennego czasu i ogromne pieniądze. Przeanalizowano wszelkie aspekty danej rzeczy, poczynając od tzw. targetu, czyli grupy potencjalnych klientów, poprzez kolorystykę opakowania, a kończąc na umiejscowieniu towaru na sklepowych półkach. Rzecz jasna, przyświeca temu jeden cel: produkt musi się wyróżniać w gąszczu innych, a klient musi po niego sięgnąć, wrzucić do koszyka i zapłacić przy kasie.

Najgorsze jest jednak to, że dla wielkich korporacji wasza córka też jest produktem! Spece od marketingu harują dzień i noc, by mieć pewność, że będzie dokładnie wiedziała, w jaki sposób może się wyróżnić w tłumie. (...) Współczesny świat będzie jej cały czas wbijał do głowy, że musi się odchudzać, prowokacyjnie ubierać i demonstrować walory swojego ciała. Innymi słowy, ma cieszyć męskie oko, pokonując przy tym niezliczone zastępy rywalek. Problem w tym, że współczesny mężczyzna jest wybredny. Od zawsze wtłaczano mu do głowy obrazy idealnych kobiet. Dlatego nie toleruje płaskich piersi, grubych ud, cellulitu, przebarwień skóry, rozdwojonych końcówek włosów ani zmarszczek. Mężczyznę interesuje ideał kobiety wykreowany w komputerze za pomocą programu Photoshop...

Rozmowy z córką
Vicky Courtney
Wydawnictwo VOCATIO, 2011

środa, 16 marca 2011

Modżiburki dwa

Cieszę się, że nie jestem krytykiem literackim a pisanie recenzji nie zobowiązuje mnie do układania formalnych i poprawnych osądów. Jestem czytelnikiem a to daje cudny przywilej przyznawania się do zachwytów, wzruszeń, do nazywania uczuć po imieniu, opowiadania o chwilach, w których pojawiają się rumieńce na twarzy albo gdy serce zaczyna bić mocniej.

Czy można się zatracić w czytaniu? Widocznie można. Gdy otwierają się drzwi do świata Modżiburków, wtedy czas i przestrzeń nabierają innych kształtów. Niezręcznie bardzo jest wchodzić w ten obszar dwóch kochających się Stworzeń, być świadkiem ich namiętnej miłości i intymnych chwil. Ale jeśli już się wejdzie, to ogromnie trudno zrezygnować z tego przypatrywania się. Bo tam wszystko zatrzymuje. Życie zwyczajne Modżiburków, ich uśmiechy, troski, nawet zapach gołąbków z kaszą.

Boję się, że ten "modżiburkowy świat" może być dla wielu ludzi niezrozumiały. Nierealny. To tak jak naleśniki ze szpinakiem, przypiekane z żółtym serem. Nie każdy jest miłośnikiem takiego pożywienia. Owszem, z serem na słodko, z dżemem, najwyżej z czekoladą. Klasycznie, zwyczajnie. Ale żeby ze szpinakiem? Na dodatek z czosnkiem? Może te moje obawy są niepotrzebne? Pana czytelnicy z pewnością lubią te zapachy.

Panie Mirosławie! "Modżiburki dwa" przeczytałem z ogromnym zaciekawieniem. Trudno teraz uciec od uczuć, od obfitości różnorakich emocji i od wrażenia, że się czytało o swoich własnych tęsknotach; o pragnieniach, które w sercu i umyśle usadowione są od lat. Jeśli Modżiburkom się udało, to może innym ptakom także? Dziękuję za tą powieść! Dodatkowe egzemplarze trafią niebawem w ręce moich Przyjaciół! Teraz za czytanie zabiera się moja żona. :-)

Modżiburki dwa
Autor: Mirosław Sośnicki

czwartek, 24 lutego 2011

Graczyk i Wildstein w Klubie pod Jaszczurami

Byłem dzisiaj wieczorem w Klubie pod Jaszczurami, na spotkaniu promującym książkę Romana Graczyka "Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego". Poza autorem, w tej prezentacji i dyskusji uczestniczył również Bronisław Wildstein a wszystko moderował Dobrosław Rodziewicz. Sala zapełniona, ok. 150 osób. Ciekawe spotkanie, i gorąca, bardzo gorąca atmosfera. 2 godziny, pytania od publiczności, spory zwolenników i przeciwników. Emocje, ogromne emocje wciąż budzą te sprawy. Jak o tym pisać? Jak mieć nadzieję, że "potwory przeszłości" nie pojawią się już więcej w naszych snach a wcześniej nie zdeformują pamięci na dobre? Nawet historycy Instytutu Pamięci Narodowej bywają maczani w medialnej gnojówce. Pewnie dlatego że "pamięć" i "naród" w różnych kręgach rozumie się różnie (vide: felieton Macieja Króla "Oskarżam Graczyka. Recenzja osobista") Przeczytam. Z pewnością przeczytam.

środa, 28 lipca 2010

Książki na wacie

Pamiętam, że był kiedyś dosyć popularny taki "element garderoby" jak kurtka na wacie. Młokosom należy się wyjaśnienie, że nie chodzi bynajmniej o cukrową watę, ale o tworzywo, które stanowiło wypełnienie tego, co również było nazywane kufajką albo po prostu waciakiem. Popularny waciak był częścią zimowego ubrania roboczego, ewentualnie wierzchnim odzieniem menela wracającego nocną porą z piwnego baru. Mimo, iż (ponoć) ogrzewał i chronił przed zimnem, to jednak dawno już wyszedł z mody a miejsce waty zastąpiły sto razy lepsze... wypełniacze ekologiczne.

Dzisiaj "dopasowując się" do unijnych dyrektyw powolutku jesteśmy oswajani z faktem znaczących zmian w kwestii wydawania i sprzedawania słowa drukowanego. Wczoraj przeczytałem odpowiedź Ministerstwa Finansów na zapytanie Prezesa PIK-u w sprawie wprowadzenia podatku VAT na książki i publikacje drukowane. Jakby nie liczyć, wychodzi na to, że podatek VAT dopadnie branżę wydawniczą a rykoszetem poleci pewnie to "dopadnięcie" w stronę czytelników. Kocham (i czytam) książki, więc nie zachwycają mnie takie rykoszety.

Kiedyś bywało tak, że posłańcom obwieszczającym złe nowiny robiono różne brzydkie rzeczy albo po prostu posyłano ich dusze na zaoczny sąd ostateczny. A teraz? Kogo w dyby zakuć? Komu trzepnąć rękawicą po pysku? Komu choć uzębienie przepierzyć, aby dać upust swojemu niezadowoleniu? Czy to w ogóle przystoi? Takim emocjom dawać wyraz? Jeszcze by kto posądził miłośnika słowa drukowanego, co na co dzień z poezją i prozą obcuje, o barbarzyńskie zapędy! Jeszcze by miłośnik taki zatracił czułość na muzy i ochotę do zgłębiania białych kruków, czytadeł, reprintów, woluminów i wolumenów, arcydzieł, inkunabułów, ksiąg i zwojów. A na cóż to komu? Niech naród kulturę zgłębia masowo: stadion, kabaret, fajka i plastikowy kubek z piwem. To ci dopiero wyżyny!  Wpiernicza mnie więc, wkurza, wyprowadza z równowagi i doprowadza do szewskiej pasji VAT na książki! Na piwo może być VAT! Nie na książki! Oj chlasnąłbym komu rękawicą po pysku! :-)

Post Scriptum: Napisałem, że na piwo może być VAT? Hmm... Trochę się zagalopowałem. Przepraszam. Wycofuję! Tzn. na ŻYWIEC może być, ale na TATRĘ nie! ;-)