środa, 8 sierpnia 2012

Rozejm z kotem

Chyba tym razem przesadziłem z kocią zabawą. Właściwie to nie była zabawa. Przestraszył się mnie zwierzak i tak drapnął, że polała się krew. Potem przez jakiś czas omijała mnie kotka szerokim łukiem. Dzisiaj zakopaliśmy topór wojenny ale drapnięcia spore pozostały jeszcze pewnie przez jakiś czas widoczne. Poza tym poległem na polu kulinarno-klimatycznym. Zrobiłem cały gar zupy. Jarzynowej z makaronem. Zabielanej śmietaną. Palce lizać. Zostawiłem na balkonie, żeby wystygła i... zapomniałem. Skisła cała elegancko. Do kitu z tym wszystkim! Jutro jadę w podróż dookoła ziemi.

środa, 1 sierpnia 2012

Biały Krzyż


Gdy zapłonął nagle świat, 
Bezdrożami szli Przez śpiący las. 
Równym rytmem młodych serc 
Niespokojne dni Odmierzał czas. 

Gdzieś pozostał ognisk dym, 
Dróg przebytych kurz, 
Cień siwej mgły ... 
Tylko w polu biały krzyż 
Nie pamięta już, 
Kto pod nim śpi ... 

Jak myśl sprzed lat, 
Jak wspomnień ślad 
Wraca dziś pamięć o tych, 
których nie ma.

wtorek, 17 lipca 2012

Im starszy jest świat

Im starszy jest świat, tym bardziej młodnieje tęsknota za niebem. Szukam sensu ostatnich dni i zdarzeń. Szukam mądrości w tym, czego nie rozumiem. Próbuję zrozumieć naukę w tym, co mnie spotyka. od kilku lat przeglądam stare filmy, które w jakiś sposób kształtowały moją wrażliwość wtedy, gdy dorastałem. Większość z nich pamiętam w kolorze czarno-białym. Po latach dziwię się, że niektóre z nich są barwne. Taki po prostu mieliśmy telewizor. Beryl.

Gdy niedawno brakowało mi sił, znalazłem "Jezusa z Nazaretu". Próbowałem przywołać w pamięci ten czas kiedy poraz pierwszy go obejrzałem. Wydaje mi się, że było to w 1985 roku. Dominikanie, którzy wówczas byli jeszcze w mojej rodzinnej parafii zorganizowali pokaz w kościele! Pamiętam ogromny ekran, białe płótno rozpięte przed barokowym ołtarzem. Projektor ustawiono pośrodku kościoła. To był czas, gdy o cyfrowym obrazie jeszcze nie śniono :) Za projektorem usiadł jeden z dominikanów, który czytał listę dialogową. Po wieczornej Mszy gasły wszystkie kościelne światła. Tłumnie zgromadzeni wierni czekali na projekcję. Ponieważ film jest dosyć długi, wyświetlany był w kilku częściach. Wtedy właśnie zobaczyłem i zapamiętałem "wizerunek" Jezusa. Jako dorastający chłopiec byłem bardzo przejęty tym obrazem. Widziałem Boga o ludzkiej twarzy. Łagodnej jak żadna inna, pełnej dobroci, miłości. Boga o niebieskich oczach, przenikliwych i pełnych troski. Po latach dowiedziałem się, że to Robert Powell. A gdy internet stał się powszechny, znów mogłem powrócić do tego wizerunku. To było wielkie kino. I naprawdę zapadło w serce na długie lata. Potem widziałem w telewizji, chyba przy okazji świąt Wielkanocnych wersję czytaną przez Stanisława Olejniczaka, choć nie mam pewności czy to był rzeczywiście on czy tylko podświadomie dopasowałem jego głos do klimatu tego filmu. Mam nadzieję, że kiedyś tą wersję odnajdę.

środa, 11 lipca 2012

Wieża ciśnień

Od dwóch tygodni chodzę po lekarzach i po badaniach. Mam już stertę wyników do odebrania. Jeszcze EKG, kardiolog, badanie dna oka. Pochrzaniło mi się, bo na wszystko dostałem skierowanie tylko nie do okulisty. Będę musiał wybrać się do przychodni po ten papierek bo inaczej płacić! Płacić mi tu w tej chwili! Tylko trzeba bardzo wcześnie wstać i jeszcze przed pianiem kogutów przyjść do przychodni. Bo może okazać się prawdą stara, słowiańska maksyma: "Jeśli przyszedłeś do przychodni i widzisz przed sobą jednego człowieka, to znaczy że w kolejce jesteś siódmy albo dziewiąty"! Moja Pani Doktor przepisała mi leki. Wczoraj byłem w aptece. Zapłaciłem jak za samochód. Będę musiał sobie obniżać ciśnienie. Czasami tylko trochę dopompuję :(

wtorek, 19 czerwca 2012

Duża Ryba

Odgrzebywanie prezentów może dać zaskakujące efekty. Upominają się one o siebie dyskretnie, wytrwale, subtelnie. Może dlatego, że się upominają nazywa się je... upominkami? "Dużą Rybę" dostaliśmy od naszych Przyjaciół chyba 2 lata temu. W dedykacji nie ma jednej osoby, a więc jakoś tak to było, że tej osoby jeszcze wtedy nie było. Przeleżała ta książka na mojej półce aż do zeszłego tygodnia. Zazwyczaj do czytania w tramwaju wybieram jakiś mały format. Trafiło tym razem na "Dużą Rybę"!

Czekała mnie więc wyprawa w świat dziwnych relacji między synem i ojcem. Relacji zbudowanych przez różne wydarzenia, sytuacje, ludzi i miejsca, o których zechciał opowiedzieć umierający tata. Rzecz w tym, że nie wiadomo co w tych opowieściach jest prawdziwe a co wymyślone? Jacy ludzie są realni a którzy wyszli z ojcowskiej fantazji? Najbardziej namacalne wydaje się jednak umieranie. Śmierć jest tutaj smutna nie ze względu na to, że odchodzi ktoś bliski ale raczej poprzez to, że ten bliski jest nie poznany do końca, właściwie daleki. William widzi umierającego ojca a w łożu śmierci upatruje szansę na odkrycie i ostateczne poznanie jego życia. Zaczyna odkrywać świat, którego wcześniej mógł się jedynie domyślać. Rzecz w tym, że nie ma pewności czy ten świat to prawdziwa czy też wymyślona przez ojca rzeczywistość nigdy nie spełnionych pragnień.

Książka zdecydowanie do polecenia choć śmieszy trochę to, że na jej okładce, pod nazwiskiem autora jakiś mądraliński marketingowiec dopisał: "Głęboko przejmujący film". Niestety, w dobie niewolniczej fascynacji ruchomymi obrazkami i wszechobecnego wstrętu do czytania, taka zachęta do lektury pojawia się na okładkach coraz częściej. Od bidy można na to machnąć ręką bo film rzeczywiście taki jest!

Tytuł: Duża Ryba
Autor: Daniel Wallace
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2004