środa, 15 grudnia 2010

Beats of freedom

W rocznicę wybuchu stanu wojennego obejrzałem w TV "Beats of freedom" - dokumentalny film opisujący historię polskiego rocka, a szczególnie muzyczne polskie ewolucje na przełomie lat 70. i 80. Ciekawy dukument choćby ze względu na specyficzne tło, na którym ukazana została polska rockowa rzeczywistość tamtych czasów. Jeśli ktoś tego nie widział, można zerknąć na youtube. Choć temat skłaniający raczej do refleksji to jednak rozbawiły mnie  dwie rzeczy.

Podczas manifestacji studenckich odpowiednie władze "zabezpieczały" rejon manifestacji kordonami milicjantów. Zdarzało się, że w tłumie protestujących pojawiały się transparenty z napisem "INFLACJA". Milicjanci gonili za manifestującymi i za tymi transparentami. Niekiedy dłużej, czasami krócej, ale próba schwytania choćby garstki podejmowana była systematycznie. Gdy już milicjantom to się udawało, po jakimś czasie w prasie opozycyjnej albo w ulotkach pojawiała się informacja o tym, że władza w PRL-u jest bardzo skuteczna bo właśnie zatrzymała INFLACJĘ...

Rozbawiła mnie też (już nieco inaczej) wypowiedź Kory, która z namaszczeniem opowiadała o tym jak jedną ze swoich "high-owych" piosenek napisała po wypaleniu dużej ilości marihuany. Szczera wypowiedź artystki. Taki narkotykowy "coming out". Pomyślałem sobie (szperając w inspiracjach mojej twórczości), że chyba jeden ze swoich wierszy napisałem po wypuszczeniu dużej ilości bąków. Dopiero po słowach pani Kory zaczynam rozumieć, że właśnie w takich warunkach powstają najwspanialsze peany! Wiadomo: pod presją pisze się lepiej.

Wracając do samego filmu: "Beats of freedom. Zew wolności" - nie powala na kolana, ale warto obejrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz